piątek, 30 października 2009

lacrimosa.

więc się pochwalę, gdyż dostałem pochwałę od mariolki na anatomii. po kolokwium to opiję (lol2).

ostatnio odbija mi na punkcie klimatu. zbliża się święto, które trzeba poczuć. trzeba. nareszcie mam okazję, by przeżyć je na swój sposób. wyzwolenie działa.
fireshow na piotrkowskiej zaprasza wszystkich na musical mistrz i małgorzata! proszę, proszę. intonacja mnie się podoba, chyba pójdę. premiera 21 listopada. czas najwyższy ogarnąć w tym mieście jakieś teatry, bo przecież nie samą wódką student żyje.

robimy co chcemy nie oznacza tylko robimy co lubimy. żeby wiedzieć, o się lubi, trzeba najpierw to poznać. więc jeżeli nie wiemy czy coś lubimy, zróbmy to, aby się przekonać. wtedy będziemy wiedzieć, które rzeczy lubimy, które lubimy bardziej, a które wręcz zasysamy z powietrzem.
ale ja niektórych rzeczy nie chcę robić. bo zamiast nich wolę robić inne. nie zmienisz tego.

ogień. improwizowany. ma moc. będzie się działo.
kupiłem milion podgrzewaczy.

że zawsze będę Cię pamiętać. obiecaj.

niedziela, 25 października 2009

potrzebuję wczoraj.

uwielbiam moje alcatraz. tu jest wszystko. wokół jest wszystko. przed chwilą odkryłem bankomat euronetu dwadzieścia metrów od wejścia do bramy. (daję słowo, że wcześniej go tam nie było.) uwielbiam tu mieszkać.
nauczyłem się słuchać głośno muzyki. mam porządne głośniki. gdyby był tu mój młodszy brat, to nie wyobrażam sobie, jakby się wkurwił. naprawdę nie wyobrażam sobie. więc nareszcie spełniamy marzenia. nareszcie.

wczoraj w synapsie grało t.love. najlepszy był tekst muńka: 'synapsa, tak?, co to jest, choroba?' weekend mógłby potrwać jeszcze ze dwa dni. czasu jest zawsze za mało. w tym tygodniu kolokwium z biofizyki, w przyszłym z anatomii. oba pierwsze. wyzwanie. przekonajmy się więc, ile jestem wart.

z utęsknieniem czekam na koncert comy, który ma się odbyć czwartego grudnia. kto idzie ze mną?

piątek, 23 października 2009

pt.

uwielbiam wolne piątki. uwielbiam piątki. uwielbiam wolność.
dziś ludzie bawią się w synapsie na vavamuffin. ja natomiast mam ochotę odpocząć po ciężkim tygodniu i przed ciężkim tygodniem. szczęśliwie został mi jeden żubr. przez ostatnie dwa tygodnie, za każdym razem kiedy otwierałem lodówkę, mogłem jedynie na niego popatrzeć. dziś więc pełen relaks. mmmrr.

ostatnio w łodzi zrobiło się niesamowicie klimatycznie. mgła, uliczne światła i mrozek chwytający za nos, gdy tyko wychyli się głowę za drzwi wejściowe kamienicy. naszła więc ochota na święta bożego narodzenia oraz wyjazd do berlina. to możliwe za dwa miesiące. teraz więc poranny chłód, czekanie na tramwaj rano na przystanku i obserwowanie pary przy każdym wydechu. pary, która jest przecież niemniej klimatyczna.

upajasz się wiedzą. ale nie tą książkową. o tym nigdzie nie piszą. wiedzą o tym, jak wygląda świat. zamykasz oczy i czujesz, jak ta wiedza cię pochłania. od głębokiego wnętrza duszy aż po końcówki palców dłoni, potem stóp. potem rozlewa się na ziemię, rozchodząc się promieniście w każdą stronę świata. znasz każdy skrawek ziemi, po której stąpasz. to uspokaja. ach jak bardzo. potem przyjeżdża tramwaj, a ty już wiesz, że twój oddech jest twoim przyjacielem. wiesz to na pewno.



środa, 21 października 2009

'dżizas kurwa.'

jedną z rad, jakie dostałem od mamy, gdy wyjeżdżałem ze szczecina było, aby nie przesadzać z kawą. z początku pełen wigoru i wiary w obietnicę, którą złożyłem dość lakonicznie artykulując słowo 'ok', pojechałem więc. z uśmiechem na ustach.
nie da się.
choć to oczywiście kwestia sporna, co oznacza przesadzać, a co nie oznacza presadzać. właśnie skończyłem robić biofizykę na jutro. dzisiaj. kaw nie liczyłem. było ich w liczbie około cztery, może pięć. pije się je zamiast herbaty. mocne. czarne. deszcz zaczął padać. to oznacza nieznaczny wzrost natężenia dźwięku. dobrze, kiedy o drugiej w nocy drukarka przestaje być posłuszna, a z boku na łóżku nerwowo przewraca się z boku na bok współlokator, który dwie godziny wcześniej podjął rozpaczliwą próbę pójścia spać. naprawdę przypierdoliłbym tej drukarce. od serca tak. drukuje czyste kartki. rozpacz.

prysznic, melisa, spać.

sobota, 17 października 2009

nightmares.

kolejna sobota przebimbana. wewnętrzny niepokój. nie mogę się skupić. jak co tydzień. i nie że po imprezie, tylko po prostu. bo wolne, bo daleko jeszcze, bo mam w dupie.
dostałem minusa od mariolki. że niby nic się nie uczę. notak. co weekend obiecuję sobie, że nadrobię zaległości. piątek - padam, sobota - budzę się w porze obiadu, niedziela - okurwa, już niedziela!? dlatego dziś zaraz siadam, aby przykuć i mam wszystko głęboko w poważaniu. mam zdać. inaczej na chuj starałbym się tak bardzo do tej matury. na chuj bym wyjeżdżał by nie wrócić. priorytety - trzeba potrafić je wdrążać.

byłem jakieś dwie godziny temu u informatyka, żeby mi skonfigurował router. wygląd biura typowego hakera z drobną nutą typowej łódzkiej kamienicy. tu mnóstwo osprzętu, ogromny monitor, ze dwie drukarki. tam szafa, drugie biurko, na ścianie tarcza do dartów, wokół której dziury w otynkowaniu, na sąsiedniej wiszące antyki - dwie karty graficzne z zamierzchłych czasów opakowane w folię, na następnej duży plakat gołej babki. pod stopami wytarta wykładzina z promienistymi śladami po rozlanej kawie.
- proszę się rozgościć - bierze router, podłącza i zaczyna konfigurację. proces trwa jakieś dziesięć minut. wpisuje hasło: alcatraz trzy sześć. pytam go z zaciekawieniem, dlaczego akurat tak.
- no bo wie pan, jak tam bylismy zakładać to się właśnie śmialiśmy, że zrobiony jeden korytarz i cele po bokach.
no spoko. więc od teraz siedem-dziewięć ma nową jeszcze nazwę - alcatraz - która, muszę przyznać, zajebiście mi się podoba. alcatraz piętro trzecie pokój sześć.

ukojenia szukam. muszę kupić głośniki. i nieco czasu.
hektolitry kawy.

'listen, damn it, we will win.'

środa, 14 października 2009

formaliną pachnę.

co u mnie. głównie anatomia u mnie. poświęcam na nią masę czasu. czy potrafisz wyobrazić sobie masę czasu? tak właśnie to wygląda. patentem na to, aby nie zasnąć jest preparat 'sesja' w połączeniu z muzyką. napewno niedługo uzależnię się od pierwszego, od drugiego już w zasadzie jestem uzależniony. jednak tabsy działają, nie da się ukryć. zaczynam bać się kolokwium, które ma być pod koniec miesiąca. skutek uboczny?

potrzebuję czegoś nowego. solidnej dawki plastycznego materiału.
ja wiem, czego potrzebuję.

sobota, 10 października 2009

masakra.

wydaje się, że anatomia to temat rzeka. ja skłonny jestem powiedzieć, że jest to raczej fala powodziowa. ba. tsunami. 48 stron dziennie zdecydowanie przekracza moje możliwości. więc skawina. Rozpaczliwa próba nadgonienia jak burza idącego naprzód systemu. narazie nie studiujemy. uczymy się, jak ktoś słusznie zauważył. wczoraj pierwszy mokry preparat. kończyna górna. wszędzie czuję parafinę. dosłownie wszędzie. do tego pochłania mnie zboczenie zawodowe. patrzę na człowieka idącego ulicą, na dynamiczne bruzdy na powierzchni jego łydek. już wiadomo jak to wygląda wewnątrz. jak lśnią ścięgna, jak kurczą się gołe mięśnie gdy pracują.

mariolka jest dziwna i pojebana. dziwna z zachowania, a pojebana bo pyta nie z tego, co jest w zakresie na dane ćwiczenia. z bardziej ogólnych refleksji: wykładowcy i asystenci na tym uniwersytecie to sami dziwacy. ciekawe skąd to się bierze.

wrodzona ciekawość, otak. ciekawość jest jednym z najpiękniejszych doświadczeń. fascynacja. dusza się cieszy, kiedy się czymś fascynujemy. dlatego róbmy to, co naprawdę chcemy robić. bywa czasem, że zauważymy coś interesującego, bywa często. poprzez wybór można zignorować to, przyglądać się dalej (tylko), lub poznać bardziej źródło zaciekawienia. jedno z tych. co wybierasz? całe mnóstwo ludzi przytłumi i zignoruje zaciekawienie. zwyczajnie, ze strachu, ale nie przed nieznanym, tylko przed utratą miejsca w zajmowanej do tej pory niszy. jesteśmy zachłanni, chcielibyśmy żeby dobytek się kumulował. według życia jednak, człowiek może być w jednym czasie tylko w jednym miejscu. na przykład nie ma mnie teraz w szczecinie. no nie ma. więc aby zyskać coś zupełnie nowego musisz z czegoś zrezygnować. to prawo czasu. ono również sprawia, że różnicujemy rzeczy na ciekawe i nieciekawe. nie można tkwić cały czas w jednym stanie. wszystko po pewnym czasie zwyczajnie blaknie, staje się nudne. rozumiejąc ten aspekt czasu, z uśmiechem podążamy za ciekawościami. cały czas. samo obserwowanie to też nie jest dobra opcja. dlaczego? bo to najkrótsza ścieżka do obsesji i obłędu.

więc odwaga polega na przyzwyczajeniu. ciekawe.

poniedziałek, 5 października 2009

sprawunki.

rzygam tym. naprawdę mam nudności. natłok czystej wiedzy, całe mnóstwo do wykucia. błędem było czekanie te kilka dni aż otworzą bibliotekę, błędem była ta impreza wczoraj od późnego południa do późnej nocy. teraz prawdę mówiąc mam 2 dylematy. czy uczyć się z bochenka oraz czy po prostu nie jebnąć i iść spać. to będzie ciężki rok. waham się jeszcze, ale chyba przeczytam tylko to co jest w krechowieckim. 15 stron wydaje się możliwe do wystukania w 2 dni.

do łodzi da się przyzwyczaić. właściwie, jakby nie patrzeć - wszystko się da, jeżeli tylko odpowiednio się do tego podejdzie. wszystko, no może oprócz czytania bochenka o tej porze.
tak. jestem skazany na odnoszenie wszystkiego do medycyny do końca życia. albo chociaż do książek medycznych. cóż się dziwić, skoro teraz właśnie tym tematem żyć zaczynam. czy coś zostało z głębokich przemyśleń? z tej pseudofilozoficznej zabawy? na pewno podejście. nie ma sensu przecież uprawiać czystej filozofii. lepsze efekty otrzymasz, gdy będziesz traktował ją jako dodatek do czegoś. idea medycyny jest piękna. z piękna biorą się pomysły, bo gdy widzisz coś pięknego masz ochotę to kontynuować. oczywiście nie będę miał kontaktu z literaturą filozoficzną przez następne kilka dobrych lat i nie zmienię w tym czasie podejścia do filozofowania (chociaż może samo się zmieni z wiekiem, kto to wie..). kwestia czy to jest (była) filozofia, czy też nie. miłość mądrości. więc zadawałem pytania, niekoniecznie na głos i starałem się na nie odpowiedzieć. co z tego wyszło? wyszedł więc bardzo często złoty środek jako opcja najlepsza z możliwych. no tak, ale jeżeli wszystko byłoby pośrednie, nie byłoby różnorodności. dzięki różnorodności się nie nudzimy. jest to więc błędne koło. więc już nic nie wiem. czystka była słuszna. druga sprawa. czy to było przygnębiające? być może. dla mnie było to głównie fascynujące.

siedze i pisze posta. no nie. zamiast uczyć się anatomii..
pilnuj się.

czwartek, 1 października 2009

po studencku.

dziś z rana wykład z anatomii. właściwie szybko się skończył. jutro ćwiczenia, już wyprasowałem fartuszek. co prawda musiałem go potem wyprać, bo się przypalił w jednym miejscu, ale liczy się fakt, prawda?
czuję się jakbym szedł do pierwszej klasy podstawówki. strach przed nieznanym. a oni mówią jeszcze takie straszne rzeczy, że chciałoby się wziąć ten pierwszy tom i tak strasznie przykuć, ale z tego względu, że biblioteka jest jeszcze nieczynna dla pierwszorocznych, nie można nawet zobaczyć jak ta jebana książka wygląda. maskra grzebykiem. w kropce. chcieć a nie móc. tak oto zaczynamy fiksować. (koźlak dobre piwo). kurwa. tak oto psycha siada.

zastanawiał się odbiorca nad potęgą zwierciadeł? są potężne. naprawdę potężne. i do tego są wszędzie. nie w postaci zwykłych luster. każda szyba, kałuża.. są wszędzie! widzisz co chcesz widzieć. dosłownie i w przenośni. twój mózg nakłada filtry na to, co jest rzekomo niepotrzebne. zwyczajnie pomija niektóre części rzeczywistości. np dźwięki poniżej pewnej głośności. z tym, że jak chcesz je słyszeć, to możesz je dosłyszeć. wymaga to poświęcenia obserwowanemu zjawisku uwagi. uwagę tak samo można skierować na zwierciadła, a wtedy świat jest szerszy i bardziej zrozumiały. dostrzega się wtedy więcej. otak. zdecydowanie. to jest bardzo ciekawe.

lubię dostrzegać uśmiechy.

"nie zmienimy wody w wino - zmieńmy bramy na sypialnie."