wtorek, 22 listopada 2011

harmonia wierszy.

dwudziesta trzecia spać. tak się nie robi. kawusia, ciśnienie up i jedziemy.
bardzo by mi tego brakowało.


niedziela, 20 listopada 2011

skąd to wiemy.

tempo w tematyce, tempo na czasie. tego nie wybierzesz, nie przebierzesz, czym się interesujesz. w czym siedzisz i o czym myślisz. co aktualizujesz jednym kliknięciem.

więc powiedzmy że idziesz rano na zajęcia. ot taki normalny dzień, jak dzisiaj (czy też wczoraj, bo niektórzy zapewne mi wyrzucą że w soboty się nie chodzi). wstajesz w pośpiechu ogromnym, że znowu się spóźnisz. wybiegasz, by zdążyć ,już w kilka minut później. tradycyjnie. tak naprawdę spóźnień jest więcej w dni obudzone zbyt wcześnie.
idąc ulicą wkładasz douszniki celem percepowania trzystu dwudziestu kilobitów informacji dźwiękowej na sekundę. nie minęło piętnaście minut od zerwania się na równe nogi. tempo utworu staje się tempem podstawowym, jest szybkie to fakt. ten sam utwór odtworzony siedemset metrów dalej jest już w tempie wolniejszym niż siedemset jeden metr bliżej. albo ty przyspieszyłeś albo ono zwolniło. to jest kurwa ciekawe! przecież oznaczenie scieżki jako constant bit rate ma jakieś znaczenie, prawda?

to ty nadajesz rytm swoim myślom, a przez to swojemu środowisku.


środa, 16 listopada 2011

74.

akcja i reakcja. ujemne sprzężenie zwrotne by zachować poziom życia na względnie stałym i zadowalającym poziomie. dlatego teraz wtórnie stymuluję moje nucleus suprachiasmaticus kawą, by przywrócić tryb funkcjonowania od zmroku do świtu. to oczywiście bardzo niedobrze pod względem zdrowia fizycznego, ale być może lepiej w kwestii psychicznego. a to dlaczego. a to dlatego, że o tej porze jest aktywnych mniej czynników rozpraszających, co przekłada się na mniej stresu z powodu nie zaliczonych sprawdzeń wiedzy w niedalekiej przyszłości. tak bywa, że zmiany mogą pójść za daleko, rujnując sporą część dotychczasowego dorobku. cofka więc. a wstać rano będzie cholernie ciężko nie ważne czy się śpi sześć czy trzy godziny. tak jest kurwa zawsze.

dlaczego w tym mieście nie ma, do chuja pana, rzeki?

wtorek, 8 listopada 2011

potem bierzesz prysznic.

dwa obcasy, coraz szybciej. dwa tony w fizjologicznym rytmie. poniedziałek rano. coraz szybciej, w postępie wykładniczym. minuty trzydziesta, pięćdziesiąta, pięć po, dziesięć, trzynaście, czternaście.. a wciąż do powtórzenia pierdyliard szczególików. nigdy perfekcyjnie, zawsze z głową na karku. zaufaj sobie.
siedemnaście. cieszymy się jak dzieci. wejściówki nie ma. fartuch na wierzchu, gotowym iść już na dół. nie ma bowiem z jednego tylko powodu, mianowicie pewnego nieboszczyka trzeba pokroić i dokonać analizy przyczyny jego zejścia. biała szata, kolor którego nie znoszę, jednak przyznać muszę że ma moc. przyszło nam czekać, pół godziny "za dziesięć minut jak zwykle". nie narzekam, o nie. wciąż tylko gest kozakiewicza odnośnie wejściówki.

tętno już normalne. zaczynam się zastanawiać czy schodząc ze schodów baroreceptory się pobudzają czy odbarczają. ecce homo. patrzę jak go kroją. gdybym nie usłyszał, nie pomyślałbym że sekcjonowanie ma jakiekolwiek reguły. gremlin ze złośliwym uśmiechem na twarzy. dwa cięcia powyżej chiasma opticum i kilka poniżej pnia. ma niezły refleks, nie musi sięgać po regułę pięciu sekund. tyle że ona w prosektorium nie ma i tak żadnego zastosowania. potem jamy, klatka i brzuch. inwazja sto procent. niewydolność oddechowa, choć nietypowa. zrosty opłucnej, dużo. poniżej nic nie wynikło, w brzuchu jak na swój wiek wszystko zdrowe.

rutyna. dopiero wieczorem, gdy smażyłem kotleta, zdolny byłem wyjść z siebie i stanąć obok. faktem jest że nie mieliśmy wejściówki bo ktoś umarł z powodu najpewniej niedoskonałości medycyny albo błędu lekarza (najczęstsze przypadki sekcji zwłok w dzisiejszych czasach). więc perfidnie cieszyliśmy się na czyjeś nieszczęście. kwestia tego co zauważasz jako pierwsze. kwestia tego z której części całości się cieszysz.