wtorek, 8 listopada 2011

potem bierzesz prysznic.

dwa obcasy, coraz szybciej. dwa tony w fizjologicznym rytmie. poniedziałek rano. coraz szybciej, w postępie wykładniczym. minuty trzydziesta, pięćdziesiąta, pięć po, dziesięć, trzynaście, czternaście.. a wciąż do powtórzenia pierdyliard szczególików. nigdy perfekcyjnie, zawsze z głową na karku. zaufaj sobie.
siedemnaście. cieszymy się jak dzieci. wejściówki nie ma. fartuch na wierzchu, gotowym iść już na dół. nie ma bowiem z jednego tylko powodu, mianowicie pewnego nieboszczyka trzeba pokroić i dokonać analizy przyczyny jego zejścia. biała szata, kolor którego nie znoszę, jednak przyznać muszę że ma moc. przyszło nam czekać, pół godziny "za dziesięć minut jak zwykle". nie narzekam, o nie. wciąż tylko gest kozakiewicza odnośnie wejściówki.

tętno już normalne. zaczynam się zastanawiać czy schodząc ze schodów baroreceptory się pobudzają czy odbarczają. ecce homo. patrzę jak go kroją. gdybym nie usłyszał, nie pomyślałbym że sekcjonowanie ma jakiekolwiek reguły. gremlin ze złośliwym uśmiechem na twarzy. dwa cięcia powyżej chiasma opticum i kilka poniżej pnia. ma niezły refleks, nie musi sięgać po regułę pięciu sekund. tyle że ona w prosektorium nie ma i tak żadnego zastosowania. potem jamy, klatka i brzuch. inwazja sto procent. niewydolność oddechowa, choć nietypowa. zrosty opłucnej, dużo. poniżej nic nie wynikło, w brzuchu jak na swój wiek wszystko zdrowe.

rutyna. dopiero wieczorem, gdy smażyłem kotleta, zdolny byłem wyjść z siebie i stanąć obok. faktem jest że nie mieliśmy wejściówki bo ktoś umarł z powodu najpewniej niedoskonałości medycyny albo błędu lekarza (najczęstsze przypadki sekcji zwłok w dzisiejszych czasach). więc perfidnie cieszyliśmy się na czyjeś nieszczęście. kwestia tego co zauważasz jako pierwsze. kwestia tego z której części całości się cieszysz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz