środa, 25 maja 2011

nie mogę tego słuchać!

potrafiliśmy leżeć godzinami w jednym pokoju. bez słów, bez spojrzeń. lubiłem te chwile, nic nie zapowiadało kłótni. trwaliśmy we własnym świecie nawzajem czując własną obecność kilka centymetrów dalej. niektórzy mówią, że to ideał szczęścia, rozumieć się bez słów. teraz nie wiem już, co zakłóciło ten stan. czy konieczność komunikacji przy najprostszych czynnościach, czy może zbyt mała ich ilość, bo kto wie jakie myśli wtedy hodowałaś? widzisz, instynkt samozachowawczy wykształca się samoistnie. skąd brały się obawy w mojej głowie, skoro zawsze wszystko było tak cudowne i proste? myślę że nieufność była reakcją na stan oczekiwania, bo tak właściwie powinno się go nazwać. trwanie to oczekiwanie, a wynika to z ciągłej zmienności świata. entropia dąży do nieskończoności.

pamiętam jak czasem siadaliśmy przy stole, już naprzeciw siebie. piliśmy herbatę i paliliśmy papierosy. zadawaliśmy sobie pytania, odsłaniając swoje myśli całkowicie. nazywałem ten czas wieczorami śmierci, ponieważ kiedy, jak nie wtedy, mógłbym zostać przez Ciebie zamordowany. zawsze znajdowało się kilka takich pytań, których zadanie zdradzało całkowicie obawy. z Twojej strony również. często pytania o sytuacje, których nawet nie pamiętałem. wtedy wiedziałem jak gorzkie bywa zaufanie, kiedy wiedziałem że powiesz prawdę czy jest to dla nas dobre czy złe. wtedy nic nie było ważne, jedynie prawda. forsowana, nie unikana, nieteatralna.

teraz wiem, że cała idylla bez drugiej części nie znaczyła by nic.

2 komentarze: