wtorek, 26 lipca 2011

dlaczego nie.

pytanie o konsekwencje, pobudzone podświadomym bodźcem kierującym skojarzenie w stronę dobrze znaną już wcześniej. pytanie retoryczne. weryfikacja spostrzeżenia wymaga warunków statystycznych, więc dużej liczby nieskojarzonych ze sobą równoważnych głosów. samolubnym jest pogląd, że 'moja recepta na dobro świata, zweryfikowana przeze mnie samego' będzie najlepszą z możliwych. klatka logiki nie wystarcza, by uzasadnić niektóre dokonania. logicznie da się udowodnić wszystko, a zależy to jedynie od długości dowodu. niejasności i wątpliwości, powstających w wyniku przedstawienia teorii światu, lub też strachu przed nimi da się w pewnym stopniu uniknąć. wiedzą to wszystkie erystyczne dziwki, dozując słowa powoli i z rozwagą, tak by tylko nie przekroczyć owych 20 bitów przyswajalnej dla człowieka informacji na sekundę. grunt pod prezentację, broszura informacyjna. w częściach, które potem układają się w logiczną całość. samopas w kilku tysiącach umysłów. impuls podąża przetartym szlakiem neuronalnym. odkrycie sterowane, istota rządzenia.

to bardzo nieuczciwe pytanie, gdyż właściwie nie ma na nie odpowiedzi przeczącej. nie istnieje więc żadna swoboda, pośrednio równowaga. generuje fałszywy potencjał i fałszywe uzasadnienie w ten sposób, że wydaje się ono prawdziwe. pytając o to, nie możesz jednocześnie powiedzieć, że wiesz co robisz. ostatnio znienawidziłem je do reszty.

now please, enjoy the music.

niedziela, 24 lipca 2011

wtorek, 12 lipca 2011

wykorzystuj (dobrze) okazje.

tylko spokojnie. wszystko byś zrobił jak należy, studiując po kolei nauki płynące z obecnej kultury. potem doprawiając troszkę własną wyobraźnią, ale w granicach przyzwoitości z jednej strony, a akceptowalności z drugiej. nie bez powodu nazywa się to martwym punktem, gdy naturalna (więc obecna) powinność wyklucza się z ilością skrzętnie opracowanych sposobów. to tak, jakby powiedzieć komuś w pierwszych 90 sekundach kontaktu 'jestem, ale ty mnie kreujesz; jestem lustrem, posklejanym z miliarda kawałeczków.'

więc nie.
tyle, że fantazja to samonapędzająca się cecha. mówisz, że robiłeś już podobne rzeczy, a potem myślisz już inaczej.
tyle, że gdy dochodzi zaimek 'kiedyś'..

za jedno najbardziej, a mianowicie za blokadę doświadczenia. jawi mi się ono jako podstawowy motor napędowy, gdy inne już zawodzą. martwy punkt niepozytywnie oceniam. zauważyć jednak można że ów kompromis, to rodzaj ułomnej ochrony przed byciem nie sobą.
tłumaczyć zwykli różnie, jak ludzie - o ludziach, a odwoływać potem do ludzi. mówię, to błędne koło zawarte w słowach, że przecież naturalnie tak się robi. egoistą jesteś nie tam gdzie trzeba, własność marnujesz. to nie może być z lenistwa, posiadać taką obcość wewnątrz. mianownik znów (aż dziw): robimy co chcemy.

fantazję więc pobudzam.
niezwykle dźwięczne, lubię bardzo.

~ * ~

tak oto: dzieci brutalnej inspiracji. moją skruchą i pokutą niech będzie uogólnienie i dostrzeżenie schematu w tym wszystkim.

sobota, 9 lipca 2011

zielony.

krakowska.
po raz wtóry mówię mu, że załatwimy to jutro, choć gdybym był na jego miejscu również opanowałoby mnie mega wkurwienie. to już piąty dzień z kolei. jeszcze pamiętam, że dla paranoika każde tyknięcie sekundnika rozbrzmiewa dźwiękiem piłowanego metalu. zgadza się ostatni raz.

rąbień.
przypomina mi się ten fragment ziemi obiecanej, w którym dochodzi do sprzeczki dwóch kolesi i oboje wpadają do maszyny. nigdy do końca nie rozstrzygnąłem, czy skóra naprawdę daje się oddzielić od ciała tak łatwo i gładko by w ciągu sekundy odchodzić płatami. no nie wiem, tam na pewno działały duże siły, ale czy aż tak, pozostaje nieujawnione. masochistą przecież nie jestem, by decydować o tym na podstawie empirii.

grunwald.
zielony las, zapewne. nie ma to jak się zmęczyć. następnym razem muszę pamiętać, że pieszym nie są potrzebne do szczęścia opony szutrowe. nie dotyczy to natomiast środka odstraszającego owady i stawonogi. ten z kolei, zastosowany na skórę (podobnie jak perfumy) wystawioną na słońce, może powodować odbarwienia. nad morzem pachniesz zdrową bryzą i potrójną warstwą kremu z filtrem spf, a nie szanelem piąteczką.

zgniłe błoto.
jestem starym polaroidem. moje oko to obiektyw, a to co nim pochłonę odbija się na samowywoływalnej glebie w postaci barwnego wzoru z bełtów. nieekonomiczny jak zawsze. materiały drogie. dzieło jest nietrwałe. nie można go powielić ani przenosić, chociaż.. podobieństwo każdego ujęcia jest tak uderzające, że praktycznie nie da się ich od siebie odróżnić.

~ * ~

uciekaj.
wyłącz telefon, bo zaraz pierdolnie w ciebie piorun.
przed czym uciekasz?
hamulce będą nieprzyjemnie piszczały.
piasek w powietrzu. jedność o większej entropii. to niemożliwe.
tak samo jak przypadek. wisimy na przędzach, splątanych własnymi spojrzeniami.
ułamek sekundy? kiedyś ludzie wytrzymywali dłużej.
oto naturalne staje się ekstremalne.

piękne tęczówki.

poniedziałek, 4 lipca 2011

what is on your hands?



po pierwsze: w deszczowe dni zakładam adidasy.

deszczowe dni zdarzają się bardzo często, częściej niż pogodne. ostatnio cały czas, promień słońca widziałem kilka lat temu. likwidując przyczynę likwidujesz również jej następstwa. zazwyczaj, czasem wkraczasz tylko na nowy tor, który prowadzi do ich odwrócenia. adidasy są wygodne, patrząc na całą sytuację z perspektywy pierwszej osoby osadzonej w obecnej rzeczywistości. z perspektywy czasu pewnie są mniej dopasowane od innych butów, jakie mógłbym założyć w innej sytuacji, a może które jeszcze nie zostały wymyślone.

to zawsze chodzi o wygodę, wbrew pozorom i powszechnej opinii, jakoby miało chodzić o ambicje. ambicja to więcej problemów,psujące się regularnie i w najmniej odpowiednim momencie skurwysyństwo.

globalna świadomość żyje w każdym umyśle, więc wypada się do niej odwoływać. konflikt występuje pomiędzy nią a wygodą właśnie. z innej strony pojęcie wygody można przenieść na brak zmienności.

po drugie.

piątek, 1 lipca 2011

złość.

czerwcowa sesja skończyła się (w lipcu, kurwa) bez wielkiego huku, a powodem tego jest niepewność w oczekiwaniu na wyniki ostatniego egzaminu (!). poglądem że zakład biochemii łódzkiej uczelni sam utrudnia sobie życie kończymy dziewięć miesięcy ciężkiej pracy. wyniki mają wisieć gdzieś w gablocie na skraju lasu - bo oczywista od czego jest wirtualna uczelnia - w poniedziałek po południu lub we wtorek rano. brak znajomości optymalnych rozwiązań przy robieniu testu każe mi więc czekać. jak dotychczas jeden wrzesień. wrocław poszedł się jebać.

to co wprowadzasz może być pionierskie albo lepsze lub gorsze od poprzedniego. da się zauważyć tendencję do zmniejszenia intensywności dodawania jakichkolwiek innowacji wraz z napotkaniem regresji względem obranego punktu docelowego. stan taki określić powinno się jako wzrost zagrożenia dynamiki, prowadzący do stagnacji. tempo przekształceń otoczenia wymaga dostosowania do niego, efekty stagnacji są więc w jakimś sensie równocenne ze śmiercią. rozwiązaniem dla tego procesu może być wprowadzenie prostej reguły. to paradoks, że innowacyjność również opiera się na regułach. wszystko zależy od kierunku i od jego szumnie przyjętej jako cechę jednostronności. być może ma to związek z obawą, że jeżeli kierunek nie będzie restrykcyjnie obrany nastąpi w pewnym momencie jego odwrócenie (oczywiście traktować to należy jako proces długoterminowy). odchylenie kierunku o pewien kąt, czyli wprowadzenie innego pomysłu w życie i przetestowanie go pod względem progresu pozwala zaoszczędzić kilka godzin spędzonych na myśleniu jak problem przeskoczyć.

to, że uczelnia jebie nas w dupsko jest wiadome już od dawna. ów test z biochemii, ćwiczenia ze skryptu a potem egzaminy z książek, zaognienie sytuacji z powodu niskich wyników lepu, profesorowie dający giełdę z książek na kolokwiach i potem mający pretensje do studentów, że ci znają odpowiedzi, brak zdefiniowania podręcznika wiodącego, czekanie tygodniami na wyniki, testy wielokrotnego wyboru z ujemnymi punktami, upierdalanie 50% czwartego roku na genetyce. to wszystko wydarzenia ostatnich dni..

z multum doświadczeń wyodrębnia się jeden punkt docelowy. wszystko to, ponieważ czuć i widać jedynie efekt końcowy. cała rzecz dzieje się z mnogości powodów. wynikiem jest wzrastające wkurwienie. po chwili jednak przechodzi, nie znajdując sensu w swej obecności, pozostawiając tylko na kilka sekund pospazmatyczne napięcie mięśni. czynność - odchylenie od kierunku - wymaga jego znajomości. nie jest więc możliwe w tym przypadku, ponieważ nie znając motywu, nie sposób określić choćby przybliżonego toru przeszłych następstw. logiczną wydaje się więc być dążność do ustalenia go. tak owe milion razy wstecz - do miliona przyczyn. tymczasem niewyładowana złość pogarsza komfort psychiczny i odkłada się jak niechciana tkanka tłuszczowa. na potem, którego ma nie być. niewyładowana, bo nie wiesz na co się denerwować..

tymczasem wakacje. mam ochotę odjebać coś szalonego.