sobota, 9 lipca 2011

zielony.

krakowska.
po raz wtóry mówię mu, że załatwimy to jutro, choć gdybym był na jego miejscu również opanowałoby mnie mega wkurwienie. to już piąty dzień z kolei. jeszcze pamiętam, że dla paranoika każde tyknięcie sekundnika rozbrzmiewa dźwiękiem piłowanego metalu. zgadza się ostatni raz.

rąbień.
przypomina mi się ten fragment ziemi obiecanej, w którym dochodzi do sprzeczki dwóch kolesi i oboje wpadają do maszyny. nigdy do końca nie rozstrzygnąłem, czy skóra naprawdę daje się oddzielić od ciała tak łatwo i gładko by w ciągu sekundy odchodzić płatami. no nie wiem, tam na pewno działały duże siły, ale czy aż tak, pozostaje nieujawnione. masochistą przecież nie jestem, by decydować o tym na podstawie empirii.

grunwald.
zielony las, zapewne. nie ma to jak się zmęczyć. następnym razem muszę pamiętać, że pieszym nie są potrzebne do szczęścia opony szutrowe. nie dotyczy to natomiast środka odstraszającego owady i stawonogi. ten z kolei, zastosowany na skórę (podobnie jak perfumy) wystawioną na słońce, może powodować odbarwienia. nad morzem pachniesz zdrową bryzą i potrójną warstwą kremu z filtrem spf, a nie szanelem piąteczką.

zgniłe błoto.
jestem starym polaroidem. moje oko to obiektyw, a to co nim pochłonę odbija się na samowywoływalnej glebie w postaci barwnego wzoru z bełtów. nieekonomiczny jak zawsze. materiały drogie. dzieło jest nietrwałe. nie można go powielić ani przenosić, chociaż.. podobieństwo każdego ujęcia jest tak uderzające, że praktycznie nie da się ich od siebie odróżnić.

~ * ~

uciekaj.
wyłącz telefon, bo zaraz pierdolnie w ciebie piorun.
przed czym uciekasz?
hamulce będą nieprzyjemnie piszczały.
piasek w powietrzu. jedność o większej entropii. to niemożliwe.
tak samo jak przypadek. wisimy na przędzach, splątanych własnymi spojrzeniami.
ułamek sekundy? kiedyś ludzie wytrzymywali dłużej.
oto naturalne staje się ekstremalne.

piękne tęczówki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz